
WYDAWNICTWO TOW. ZACHĘTY SZTUK PIĘKNYCH W WARSZAWIE. nr. 35.
PRZEWODNIK PO WYSTAWIE TOWARZYSTWA ZACHĘTY SZTUK PIĘKNYCH
TREŚĆ
WOJCIECH KOSSAK PRZEZ STEFANA POPOWSKIEGO. WIELKA WYSTAWA ZBIOROWA WOJCIECHA KOSSAKA. WYSTAWA OGÓLNA.
CZERWIEC-SIERPIEŃ 1928 ROKU
Nazwisko Kossaków wyryte jest mocno w polskiej sztuce. Któż z nas nie zna od lat dziecinnych tego nazwiska? Któż nie pamięta wrażenia, gdy z błyszczącym od zachwytu wzrokiem poraź pierwszy oglądał któryś z utworów Kossaka Ojca? Jędrna, jasno sformułowana zawsze kompozycja, a równocześnie jakaś bliska, do głębi zrozumiała nuta szła od tych drobnych obrazków, tryskających życiem, prawdą i szczerością. Wykwintna w swej prostocie, jakgdyby gawędziarska forma plastyczna tych akwareli, raczej rysowanych pędzlem, niż malowanych, w rysunku zawierała cały wyraz i charakter rzeczy. Lekkie podkolorowanie, niby w japońskich malowidłach, dodawało im tylko wdzięku i życia. W owej lekkiej, czarującej swym wdziękiem formie zawierała się zawsze głęboka treść artystyczna. Za pierwszem wrażeniem uroku i wdzięku występowały kolejno wrażenia dalsze, wnikające głęboko w duszę, grające na ukrytych strunach uczucia. Jul-jusz Kossak obrazami swemi nietylko radował oko, ale też chwytał za serce.
Za ojcem Juljuszem wstąpił bezpośrednio w szranki polskiej sztuki syn Wojciech, jako spadkobierca sławnego Imienia. Z krwią ojca odziedziczył jego talent, jego temperament artystyczny, jego malarskie wyczucie bitwy, żołnierza i konia. Jest dziedzicem, a nie naśladowcą, bo równocześnie jest sobą, artystą z bożej łaski, o niezawodnym instynkcie twórczym i niewyczerpanej wyobraźni. Prawdopodobnie, gdyby się urodził przed trzema wiekami, jego temperament rycerski, jego rasowe czucie konia i bitwy uczyniłyby go raczej
husarzem, niż malarzem. I zaprawdę, cóżby to za wspaniały husarz był z niego. Lecz w czasach jego narodzin minęła już epoka husarzy, minęła też świetność i wolność Rzeczypospolitej. Pod obce, znienawidzone sztandary wstępować musiał Polak, raczej z przymuszonej, niż z dobrej woli. To też, choć został Kossak austrjackim ułanem, nie przestał ani na chwilę być malarzem. I choć bardziej foremnego i malowniczego ułana z miny i postawy, niż był nim Wojciech Kossak, nie widziano pewrnie nigdy, ani przedtem, ani potem w wojsku austrjac-kiem, nie oddał on całego siebie tej służbie, duszą przebywał on w swej malarskiej pracowni, z otoczenia wojskowego biorąc jedynie potrzebny mu materjał twórczy. Nietylko tedy dziedzictwo z ducha ojcowskiego, ale i ogromne osobiste nasycenie się życiem żołnierskiem, bezpośrednie przebywanie w atmosferze obozowej oddziałały na kierunek twórczości Kossaka. Któż w sztuce nietylko już polskiej, ale w sztuce całego świata lepiej od niego pojął i odczuł charakter i naturę tego życia? Któż w sztuce lepiej od niego zna to mnóstwo skomplikowanych szczegółów, składających się razem na znamiona wojskowości, któż głębiej od niego wyczuwa naturę konia wojskowego, nie wyłączając uprzęży aż do najmniejszej sprzążki? A jednocześnie któż lepiej od niego umie wyrazić’plastycznie psychikę wojaka i wojny? To też skojarzenie tej jego wiedzy z jego wulkanicznym talentem wytworzyło ową bajeczną płodność, ową łatwość nieporównaną rzucania na płótno raz po raz coraz to nowych pomysłów. Wytykano mu nieraz to nawet, stawiano jako zarzut ową szki-cowość i pobieżność w dziełach jego z pewnych lat okresów, lecz któż ośmieli się powiedzieć, że nawet w najbardziej pobieżnie traktowanych jego utworach nie błyszczy talent, olbrzymia wiedza i umiejętność malarska, któż ośmieli się zaprzeczyć, że bije z nich niezrównane życie, wyczucie formy i duch rycerski, na gorąco pochwycony w obrazie. Wojciecha Kossaka nie należy porównywać z Meissonierem, który budował swe obrazy z cierpliwością i rozwagą matematyka. Zato ileż jest w Kossaka obrazach tych wartości, których brak obrazom Meissonłera. Raczej należałoby
Kossaka zestawiać ze zmarłym de Neuvillem i zresztą z nikim więcej, a już zwłaszcza najmniej z Niemcami, owymi sławnymi i „znakomitymi” dostawcami w malarstwie umundurowanych manekinów ku chwale niemieckiej rycerskości. Łatwość i obfitość twórczości Kossaka uczyniła niektórych krytyków nazbyt już wybrednymi. Poczęli grymasić jak dzieci, zamiast przyjmować z uznaniem i wdzięcznością to, co raczył dawać talent malarski tej miary. I stąd widzimy zjawiska tak śmieszne, że naprz. w owych, już dziś dostatecznie osławionych „reprezentacyjnych” wystawach sztuki polskiej zagranicą, niema wcale, ale to wcale żadnego dzieła Wojciecha Kossaka. Pocieszyć się należy, że niema też tam ani Jacka Malczewskiego, ani Wyczółkowskiego, ani Fałata i tylu innych, nie mówiąc już o umarłych z Matejką na czele, stanowiących splendor polskiej sztuki. Czyż naprawdę, malarz tak rdzennie polski, jak Wojciech Kossak, w oczach inicjatorów i organizatorów tych „reprezentacyjnych” wystaw nie dorasta do poziomu wymaganego, by móc reprezentować malarstwo polskie wśród obcych? Czyż naprawdę wystawy te, demonstrujące obcym nieraz po kilkadziesiąt lub kilkanaście często błahych prac jednego autora, nie zyskałyby na jakimś tęgim obrazie Kossaka? Toć jeden obraz Wojciecha Kossaka lepiej zareprezentowałby Węgrom tężyznę i siłę polskiego ducha twórczego, niż dziesiątki kompilatorskiej nudy, tym Węgrom, którzy tak kochają się w rycerskości, tężyźnie i koniu, że nawet królów zwykli sobie obierać z siodła, konno. Nietylko król i elekci, ale i sam prymas arcybiskup dosiada konia na tę uroczystość. Lecz pomimo, że „nie godzien” być pokazany Szwedom, Czechom lub Węgrom, (przez organizatorów wystaw reprezentacyjnych), Wojciech Kossak był i jest artystą na miarę europejską.
Natomiast u nas w Polsce talent jego nie był i nie jest we właściwej skali wyzyskany. To, że jest on ceniony i rozchwytywany, że na jego obrazach porobili dobre interesy handlarze sztuki, że tworzy on z zadziwiającą łatwością szeregi drobnych obrazków, to wszystko nie wyczerpuje sprawy. Wojciech Kossak przez swój olbrzymi talent, wiedzę malarską, wyobraźnię kompozycyjną i rozmach dekoracyjny, był jakgdyby stworzony na to, by w szeregu wielkich płócien utrwalić plastycznie wydarzenia, okrywające chwałą i napełniające słuszną dumą serca polskie. Matejko znalazł swą własną dziedzinę, ale jest też dziedzina, której on nie tknął, a do której powołany był Wojciech Kossak. Matejko genjalną swą potęgą twórczą wyczarował wielkie dziejowe wypadki i zmuszał współczesnych sobie rodaków do przeżywania ich we wrażeniu artystycznem na nowo. Wywoływał on z grobów, jak Ś-ty Stanisław marę Piotrowina, dziejowe postacie polskie przed sąd współczesnych, na jednych rzucając przekleństwo potępienia, innych za wzór współczesnym do naśladowania wskazując. Jak biblijny prorok od Boga natchniony, uplastyczniał on narodu wielkiego chwałę i upadki, źródła potęgi jego i niemocy, jego klęskę ostatnią i drogę ku wybawieniu i wskrzeszeniu. Jego „Grunwald” to nie obraz batalistyczny, choć ukazuje nam bitwę, Grunwald, to testament dziejowy, na dziś dzień tak samo ważny i obowiązujący, jako i ongiś.
A czyż nie tern samem jest dla nas „Batory pod Pskowem”? Czyż nie jest tern samem cały szereg Jeg° obrazów historycznych z cyklem jego „Dziejów cywilizacji” włącznie? Matejko powiedziawszy tak wiele, rozmyślnie może nie dotykał pewnej dziedziny uczuć, która swą wielką wagę na dziejach Polski wyciskając, nieuchwytnie rozprasza się pośród dziejowych wypadków. Chodzi tu o obraz duszy polskiej w jej rasowym, plastycznym wyrazie rycerskości. Ojciec Kossak wspaniale to rozpoczął, bo talent jego do tego był powołany. Bez wzniosłego patosu Matejki, bez łzawego tragizmu Grottgera wydobył Kossak głęboki, mocny ton ze złotego rogu polskości, rzeźki i życia pełen, niby pobudka rycerska. Piękno czynu samego w sobie, bez jego osobowości historycznej, niezależnie od jego skutków i wagi dziejowej uderza i porywa artystę, jako zjawisko artystyczne. Nikt lepiej od Kossaków w sztuce polskiej nie odczuł i nie wydobył tego piękna rycerskiego duszy polskiej, tego entuzjazmu, wytryskującego jak źródło z głębin podświadomych polskiej natury w momentach uczuciowego poruszenia. Jeżeli do tej pory po tysiącach lat zakuwa się w pamięć dzieci historje o czynach Manlijuszów, Koklesów, Scewolów i t. p., które może w istocie nigdy niedokonane trwają, bo zawierają w sobie piękno ducha ludzkiego, tedy nam w Polsce wystarcza sięgnąć, by natrafiać na każdym kroku dziejów na czyny takie zbiorowe, czy pojedyncze. Przeszłość i teraźniejszość równie jest w nie bogata, bo istota ducha rasy jest niezmienna, o ile rasa przechowuje się w swej czystości. Ten sam duch rycerski płonął ogniem entuzjazmu pod Rokitna co i pod Sommo-Sierrą, na polach Radzymina, co i na polu Grunwaldzkiem. Jeżeli te emanacje rycerskiego ducha polskiego czekają pieśni, to bardziej jeszcze czekają one pędzla mistrzowskiego. A któż bardziej z żyjących malarzy polskich do tego jest powołany, niż Wojciech Kossak. Jego temperament kompozycyjny, jego rozmach w ogarnięciu wielkich mas, olbrzymia umiejętność malarska i zdolność chwytania życia w plastycznym kształcie czynią z Kossaka artystę przeznaczonego do tworzenia wielkich dekoracyjnych płócien, momentów chwały, tryumfu i podniesienia ducha, ku ozdobie pałaców i gmachów państwowych. Tymczasem warunki otaczające artystę każą mu rozpraszać swój wielki talent w tysiącu drobnych utworów, powtarzać się i bryły rodzimego złota roz-kruszać na drobne grudki.
Bez Juljusza II-giego nie byłoby malowanego stropu kaplicy sykstyńskiej. On to namówił i natchnął, niejako zmusił Michała Anioła do stworzenia tego arcydzieła. On stworzył odskocznię twórczą dla genjusza. Tymczasem dziś u nas sale recepcyjne stołecznego ratusza, sale gmachów państwowych, ministerstw i ambasad Rzeczypospolitej świecą pustkami, napróżno wyczekując swych Juljuszów. A pieniądze na ten cel potrzebne, znikomością swą wobec ogólnych wydatków wielkiego państwa, są jako ziarnka zboża, wypryskujące na boki przy młóceniu plonu. Groszowe oszczędności w wydatkach państwowych mogłyby na to starczyć. A ileż nastręcza tematów ostatni lat dziesiątek: żywiołowy odruch wypędzenia Niemców z Warszawy; bohaterskie momenty obrony Warszawy w roku 20-tym; orlęta lwowskie; wspaniałe walki o wolność Wielkopolski; powstanie śląskie; wyzwolenie Wilna; objęcie morza polskiego przez konne hufce polskie. Szereg cały wydarzeń wiekopomnych, podniosłych, krzepiących ducha i jednoczących naród wśród chaosu rozterek i potępieńczych swa-rów. A Kossak zbyt ma wiele w sobie artystycznego temperamentu, by nie zapalić się do tych tematów w kompozycjach monumentalnych, gdy znajdzie odpowiednie warunki po temu. Należąc do pokolenia, które jest ogniwem tradycji między czasami dawnemi, a chwilą dzisiejszą, czuje mocniej, niż młode pokolenie rezurekcję ducha polskiego. Widział i przeżył kolejne rozwijanie się zdarzeń, widział tworzenie się legjonów i powstawanie wojska polskiego. On też, bodaj że pierwszy, wprowadził do polskiej sztuki nowe Apostacie rycerskie, on pierwszy ujął w artystyczny wyraz typy nowe, ukształtowane wymogami wojny dzisiejszej — szare, zgaszone w barwach, niepodobne do dawnych barwnych rycerzy polskich, a jednak pełne wyrazu tężyzny bojowej i rasowego animuszu, duchem te same, co rycerze Kirchholmu, Chocima, Zbaraża, Wiednia, Racławic i Sommo-Sierry, Ten szary typ, mniej buńczuczny nazewnątrz, zato bardziej zorganizowany i karny, w tysiącznych jego przejawach i odmianach wprowadził już Kossak do sztuki polskiej wraz z typami wrogów dzisiejszych zamiast dawnych Szwedów, Turków i Tatarów. Materjał twórczy, świetny i malowniczy ma on gotowy. Jak złotą nić tradycji, odnalazł on w nim rasowe cechy ducha polskiego: męstwo, rycerski entuzjazm i ofiarną pogardę śmierci. Szereg pomniejszych obrazów Kossaka na tym materjale opartych, które spotykamy na obecnej zbiorowej jego wystawie, uważajmy za wstęp do podjęcia tego tematu w całej jego dostojności i szerokiej skali, za obietnicę rozwinięcia go ponownie w rozmiarach wielkich, boć temat to godny i wielkich płócien i wielkiego talentu artysty.
Stef. Popowski”
źródło: PRZEWODNIK PO WYSTAWIE TOWARZYSTWA ZACHĘTY SZTUK PIĘKNYCH
ryneksztuki.info skup antyki CZERWIEC-SIERPIEŃ 1928 ROKU